Dlatego właśnie myślę i Kościół... ludzie Kościoła... pogubili się dzisiaj. Bo Pan mówi w przypowieściach, w starotestamentalnych opowiadaniach o przodkach. Język ten stał się dla współczesnego człowieka obcy, niezrozumiały. Bo choć Pan stworzył świat, to jednak kiedy do nas mówi, nie mówi językiem fizyki kwantowej, czy mikrobliologii. Mówi do nas jak Ojciec do dzieci. A jakże mocno dziś wszyscy nie chcemy przyznać się do tego, że jesteśmy dziećmi. Tak bardzo odrzucamy dziś Ojca i ojców... Bo to głupie, bo przestarzałe, bo nic nie rozumieją... bo świat się zmienił...
Nie. Świat się nie zmienił... To tylko my przestaliśmy go rozumieć. Dlatego i ta baśń, jak piękna by nie była, przez wielu będzie odrzucona, przez innych niezrozumiana, jeszcze inni spróbują, ale odpuszczą, kiedy znajdą jedynie lustro... i tylko garstka, dotarłszy do końca wędrówki, pojmie jak wielki skarb zdobyli... i zacznie żyć i tym życiem się dzielić.
Koniecznym jest jednak znaleźć w sobie tę odwagę, aby ruszyć się z miejsca, w którym się jest, z tej rzeczywistości, burej i szarej i odważyć się na takie życie, jakiego pragniemy. Do jakiego zostaliśmy stowrzeni i powołani.
Pan staje nam na drodze i wzywa do podróży. Każdy ma swoją, niepowtarzalną... więc wstań człowieku i rób to co kochasz... kochaj miłością, do której stworzył Cię Bóg.