środa, 24 czerwca 2015

Sens życia? Czy on ma jakikolwiek sens?

   Czy zastanawialiście się kiedyś, ale tak na poważnie, nad sensem istnienia? Oderwijmy się od tematu w rozumieniu kosmicznym (dlaczego w ogóle istnieje cokolwiek?), a skupmy nad nim w kontekście jednostki.
   Tak na dobrą sprawę nasze życie jest owego sensu pozbawione, poza tym, że jesteśmy organizmem, który jako gatunek dąży do przetrwania. Jako kolektyw. W odniesieniu więc do zbiorowości, zaczyna nasze istnienie jakiegokolwiek znaczenia nabierać. I tutaj nasuwa się oczywiste porównanie do wirusa. Zwłaszcza w kontekście ludzkiej tendencji, widocznej zwłaszcza w czasach obecnych, do niszczenia swego nosiciela, którym dla nas jest Ziemia. Ale wciąż, nie o tym tu mowa. Chcę skierować naszą myśl na sens istnienia każdego z nas, jako jednostki.
   Sądzę, że każdy powód, dla którego moglibyśmy istnieć jako pojedynczy byt, po dłuższym lub krótszym rozważaniu można obalić dochodząc do wniosku, że, jako  osoba...na koniec lądujemy w piachu i wszystko przepada. Trzeba nam więc poszukać gdzie indziej.
   Sens w tym momencie naszemu istnieniu nadaje dbanie o tenże właśnie kolektyw, co było już napomknięte wcześniej. Czyli cofamy się o krok wstecz, albo inną perspektywę przyjmując, idziemy o szczebel wyżej, do większej ogólności, ale tracimy znaczenie jednostkowe. Dowiedzenia personalizmie (xD). Tym samym więc, w dzisiejszych czasach, każdy z nas, który żyje w oderwaniu od tak rozumianego sensu istnienia, bo dba tylko o siebie... żyje bez sensu. Ewentualnie jesteśmy wykorzystywani jako tryby w maszynie przez ludzi na wyższych szczebelkach drabiny społecznej, ale oni tak naprawdę też wykazują tendencję do egoizmu. Znów brak sensu osoby, bo zostajemy uprzedmiotowieni. Żegnaj personalizmie raz drugi (xD).
   Jedyny argument, jedyny powód i sens istnienia nadaje wiara... wiara, że jest coś później, że wszystko to, co jest wokół, istnieje dzięki woli stwórcy i to jego intencja nadaje znaczenia naszej egzystencji. Tutaj całość teologii chrześcijańskiej idealnie wpasowuje się w cały system, w całość rzeczywistości, odpowiadając na wszelkie możliwe wątpliwości i pytania.
   Jest jednak pewien problem. Immanuel Kant udowodnił, że istnienie bytu absolutnego, któremu my, chrześcijanie, nadajemy miano Boga, jest z samej jego natury, dla człowieka nie do udowodnienia. Wynika to z faktu, że ów byt transcenduje rzeczywistość w jakiej my istniejemy, przez co nasze zmysły i rozumowanie, nie jest w stanie sięgnąć jego poziomu. Jesteśmy w tym kontekście trochę jak świnie, które nie mogą zobaczyć nieba. Swoją drogą tutaj możnaby sobie pozwolić na ciekawy szereg jeszcze ciekawszych porównań.
   Jaki z tego wynika wniosek? Mianowicie taki, że racjonalnie, drogą samego rozumu, nie jesteśmy w stanie udowodnić, że nasze istnienie ma jakikolwiek większy sens...
   Życzę miłych i owocnych rozważań. Tylko proszę nie robić nic głupiego (xD). A jak coś wymyślicie, to możecie się podzielić.