czwartek, 26 kwietnia 2012

Dziwna religia...

                W nowym gg na dole, pod listą znajomych pojawiają się nagłówki artykułów. Jeden z nich bardzo mnie zaintrygował: Warszawa to najbardziej bezbożne miasto [http://www.gadu-gadu.pl/warszawa-to-najbardziej-bezbozne-miasto?utm_source=gg&utm_medium=main]. Po jego przeczytaniu doszedłem do pewnego wniosku. Mianowicie, że coś się dzisiaj ludziom poprzewracało w głowie [Ot nowość. Czyż nie?]. W tekście pojawiły się następujące słowa: Dla nich [młodych ludzi – przyp. Tłum.] najważniejsze są praca, dzieci i polityka. Religia w ich hierarchii ważności zajmuje naprawdę odległe miejsce”. Co za głupota. Jestem człowiekiem wierzącym i praktykującym, a mógłbym powiedzieć, że religia w ogóle nie znajduje się w mojej hierarchii ważności. Przynajmniej nie religia w tym znaczeniu, w jakim użył jej autor. Mam bowiem wrażenie, że dziś do „religii” podchodzi się tylko jak do zespołu obrzędów, które sam nie wiem czemu mają służyć. Jest to trochę taki Stary testament, gdzie wraz z biegiem czasu wiele rzeczy sformalizowało się zupełnie tracąc ducha.
                Czym więc jest moja religia? To coś więcej niż czynności kultyczne – suche i bezsensowne – dla których trzeba znaleźć czas w niedzielę. Powiedziałbym, że religia jest moją hierarchią wartości. Tak w ogóle to nie podoba mi się określenie „religia”, bo to wypycha wiarę niejako poza człowieka i zrównuję ją z pracą, rekreacją i innymi aktywnościami. Wydaje mi się, że dzisiaj panuje dziwna tendencja do odrywania tego, co czyni człowiek od samego człowieka. Jakby jego akty, najpopularniejsze są chyba seksualne, mogły być dokonywane przez człowieka w oderwaniu od niego samego. Dziwny światopogląd, który wszystko spłyca. Tymczasem zaś wiara, jest czymś więcej niż światopoglądem. Określiłbym wiarę jako całościowe sposób patrzenia człowieka na siebie i na świat wokół, wchodzenia w niego, z nim się komunikowania. I w takim układzie to wiara [nieszczęsna religia] tworzy system wartości i porządkuje miejsce dla pracy, dzieci i polityki, wszystkim nadając odpowiedni sens i znaczenie. Pośród nich znajduje miejsce dla wszystkiego co ludzkie układając całość w zdrowy sposób, wprowadzając ład. Wtedy i czynności kultyczne znajdują swoje miejsce. Łatwo jest też wtedy ustosunkować się do rzeczywistości, bo mam pewien pomocny, niesamowicie sensowny i zdrowy, sposób widzenia tego co nas otacza, a nie tylko bezmyślnego i bezrefleksyjnego patrzenia.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Jesteś tym, co jesz...

   Wielokrotnie spotkałem się z opinią, że świat schodzi dziś na psy, że młodzież się psuje, że ludzie honoru już nie mają itp. Faktycznie nie jest dobrze. Ale czy rzeczywiście jest coraz gorzej? Myślę, że to tylko złudzenie. Warto na początek zacytować kogoś mędrszego od siebie:
   „Dzieci w dzisiejszych czasach uwielbiają luksusy. Mają złe maniery, lekceważą autorytety, gardzą starszymi. Nie wstają już, gdy starsi wchodzą do pokoju. Sprzeczają się z rodzicami, zajmują się plotkowaniem, opychają się łakociami i tyranizują swoich nauczycieli”. (Sokrates V w. p. n. e.)
Co się stało z naszą młodzieżą? Nie szanują starszych, nie są posłuszni względem swoich rodziców. Nie przestrzegają prawa. Hulają po ulicach rozpaleni dzikimi żądzami. Ich moralność jest w rozkładzie. Na co oni wyrosną?” (Platon V – IV w. p. n. e.)
   „Nie widzę nadziei dla przyszłości naszego narodu skoro polegamy na bezmyślnej dzisiejszej młodzieży, bez wątpienia wszyscy młodzi są lekkomyślni ponad wszelką miarę… Gdy ja byłem młody, uczono nas dyskrecji oraz szacunku dla starszych, ale dzisiejsza młodzież jest coraz bardziej pogardliwa i nie zna umiaru”. (Hesiod VII w. n. e.)
   „Nasza młodzież nie myśli dziś o niczym, zajmuje się tylko sobą, nie ma uszanowania dla rodziców i starszych; młodzi nie mają w sobie żadnej pokory, wypowiadają się tak, jakby wszystko wiedzieli, wszystko to, co my starsi uważamy za ważne, oni nazywają głupim. Nasze dziewczęta są próżne, nieroztropne oraz lubieżne, nie zwracają uwagi na to, co mówią, jak się ubierają i jak żyją…” (Piotr Eremita XI w. n. e.)
   Tutaj podałem kilka ciekawych cytatów dotyczących młodzież. Uważam jednak, że w innych dziedzinach życia można łatwo dojść do podobnych wniosków. Mianowicie, że tak naprawdę świat i ludzie wcale nie są gorsi niż kiedyś. Uważam też, że łatwo można by to udowodnić. Ale to dzisiaj sobie odpuszczę. Powiedziałbym zaś nawet więcej. Świat dzisiaj jest lepszy niż był kiedyś. Dlaczego zaś nam się wydaje, że jest gorzej? Ano jest kilka powodów. Po pierwsze, dawnych epok tak naprawdę nie znamy. Mam tu na myśli nas, zwykłych szarych ludzi, z wyłączeniem historyków itp. Nie wiemy jak się żyło, a żyło się na pewno inaczej, bo czasy były inne. Ale ludzie byli tacy sami. Czy było więcej ludzi uczonych i mądrych? Też nie. Tyle, że dawnych już historia oceniła, a współczesnych jeszcze nie. Ich czas nadejdzie. Zawsze były wojny, kradzieże, rozboje, prostytucja, wyuzdanie, skurw@^#&$*!^ etc. To było zawsze. A dobro zawsze było cichsze i trudniej dostrzegalne. Dopiero po czasie staje nam ono przed oczami w swoich owocach.
   Przeciwnie do, uważam dosyć rozpowszechnionego, poglądu, dzisiaj na świecie, pośród ludzi, jest więcej niż kiedyś, życzliwości, dobroci, miłości, współczucia itp. Dlaczego ich nie widać? Bo ich owoce jeszcze się nie pojawiły. Dopiero na starość będziemy wspominać dawne, dobre czasy. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Ale ten porządek rzeczy można nieco odwrócić. Można już dziś zachwycić się dobrem i pięknem świata i człowieka. Jest to bardzo proste.
   Nazywa się to między innymi rachunkiem sumienia. Wielu z nas zna rachunek sumienia jako wyliczanie grzechów i moralne biczowanie się. Nic bardziej mylnego. Każdy rachunek czyli policzenie, rozeznanie, podsumowanie, zaczyna się od przychodów. Zaczyna się od tego, co wpłynęło na nasze konto. Dopiero znając tę sumę możemy doliczyć do niej rozchody. Tak samo jest i z sumieniem. Najpierw powinno zacząć się od rzeczy dobrych, która nam się przydarzyły, które sami uczyniliśmy. To jest moment odkrywania miłości Boga do człowieka i wzajemnej wobec siebie życzliwości i wreszcie dziękczynienia za to całe dobro. Dopiero później przechodzi się do rozrachunku z tego, co było złe i niedoskonałe. Inaczej wpadniemy w depresję, bo tak się zdołujemy całym tym złem, że na dobro już miejsca nie starczy.
   I tutaj pojawia się problem każdego człowieka. Trzeba sobie uświadomić, że człowiek jest jak gąbka, która chłonie to, co się na nią wylewa. Co my na siebie wylewamy? Oglądając telewizję, słuchając radia, słyszymy jedynie o wypadkach, kradzieżach, morderstwach, politycznych potyczkach itd., itd., itd. Chłoniemy to tak długo, aż wreszcie wycieka z nas jedynie kwas nienawiści. Czas więc zmienić przyzwyczajenia i środowisko, by zacząć patrzeć na świat z innej strony, tej lepszej. Wtedy i ta gorsza nie będzie już taka zła.
   To jednak wymaga wysiłku, bo świat wkoło nas nieustannie ten kwas będzie w nas wciskał. Gdzie nie pójdziemy, zaleje nas wszechogarniająca nienawiść i całe zło świata. Myślę, że po to przede wszystkim potrzebna jest nam odwaga wiary w Boga, aby siedząc po uszy w tym szambie, mieć siłę podnieść głowę do góry, ku Bogu, i ruszyć do przodu, przed siebie z wiarą, nadzieją i miłością, a nie tylko siedzieć i zadręczać się rzeczywistością. Świat i ludzie naprawdę nie są tacy źli. Pytanie tylko brzmi: Jak wiele jest w Tobie kwasu, który wypala Cię od wewnątrz i nie pozawala zobaczyć nic dobrego? I co zamierzasz z tym zrobić?

środa, 11 kwietnia 2012

Myślenie i działanie

   Ponieważ w ostatni piątek mocno się umartwiałem [xD], nie znalazłem czasu, żeby coś naskrobać. Dzisiaj przyszła mi do głowy pewna myśl, którą stwierdziłem, że warto się podzielić.
   Powszechnie jest wiadomo, że sposób myślenia ma wpływ na sposób działania. Człowiek jest przecież jednością psychofizyczną. Dlatego jego myśli nie tylko mają wpływ na jego działanie, ale wręcz koniecznym jest, aby "ludzka świadomość" wyrażała się przez "ludzkie działanie". Musi tutaj zachodzić tożsamość pomiędzy tym, co jest wewnątrz człowieka i tym co z niego wychodzi, pomiędzy jego myślą i aktem (działaniem). Inaczej można mówić o pewnej schizofrenii lub hipokryzji.
   Jeżeli jednak jedność psychofizyczna działa w zwrocie od myśli ku działaniu, to czy nie będzie się urzeczywistniać również w zwrocie przeciwnym, czyli od działania ku myśleniu? Jeżeli mówimy o "jedności" psychofizycznej to logicznym może się wydawać, że jak najbardziej. Pokazuje to również doświadczenie. I tutaj odsyłam do bardzo ciekawego fragmentu konferencji
[http://www.youtube.com/watch?v=85pwgFV3834&feature=relmfu i
http://www.youtube.com/watch?v=FR5US2pIkVI&feature=endscreen&NR=1].
   Tak, jedność psychofizyczna. Piękna rzecz. Jest to też wielka wskazówka dla każdego chyba człowieka, a przede wszystkim dla chrześcijanina. Wskazówka, która jest zaproszeniem do uczestnictwa w życiu Kościoła wyrażonego w liturgii, gdzie mamy okresy postu i skruchy przeplecione z okresami oczekiwania, słuchania nauki i wreszcie świętowania. Takie komplementarne przeżywanie liturgii, gdzie praktyka - akt, pogłębiona jest o rzetelną naukę - myśl, wsparte i zbudowane na łasce Boga, może nas autentycznie przemieniać. Chociaż już sama liturgia jest darem i łaską - którą trzeba umieć owocnie przyjąć - która przemienia.
   Konkludując: nie tylko myślenie zmienia działanie, ale również działanie ma wpływ na to jak myślimy. Jeżeli więc chcesz być odważny, zacznij zachowywać się odważnie. Chcesz być mężny, zachowuj się mężnie. Chcesz być mądry, zachowuj się mądrze... Przełamuj się na każdym kroku i pamiętaj: głupim człowiek się nie rodzi... mądrym zresztą też...