W
poprzednim poście odniosłem się do relacji i tego, jak ważne one dla nas są i w
jakim sensie. Pierwszą interpretacją znaczenia słowa „relacja” jest nasz
związek z drugim człowiekiem. Ale relacje budujemy nie tylko z ludźmi, ale też
z przedmiotami, czynnościami, z wszystkim w ogóle, co nas otacza.
Poprzez
te właśnie relacje, im bliższe i silniejsze tym bardziej wiarygodne, odkrywamy,
kim jesteśmy, odkrywamy nasze słabości, jak również i nasze mocne strony.
Problem w tym, że najpierw musimy przebić się przez „brud” nieszczerości. Nie
tyle nieszczerości wobec drugiego człowieka, co nieszczerości wobec siebie.
Kiedy
poświęcamy się danej relacji, z człowiekiem, z czynnością, czy przedmiotem,
odkrywamy przed sobą najpierw, kim jesteśmy. Następnie, co jest oczywiste, to
przywiązanie, to poświęcenie, wysiłek włożony w budowanie tej relacji, mówi nam,
kim właściwie jesteśmy. I najczęściej się tego boimy. Bo pokazując wagę czegoś
dla nas, ukazujemy, co jest dla nas istotne, czyli, co nas tworzy. I zaczynamy czuć,
że odkrywamy swoje słabości. I jest to prawdą. Ale jesteśmy niczym łańcuch.
Naszą siłę mierzy się najsłabszym ogniwem.
Niestety
nie ma innej drogi do nabrani siły, pewności siebie, jak przez ujawnienie
siebie, jak właśnie przez ujawnienie, jaka jest nasza słabość. Wtedy okazuje
się, z czego jesteśmy zbudowani. I często ludzie nie są gotowi do tego, żeby
się czemuś poświęcić, bo boją się, że pękną, że to, kim są, okaże się
niewystarczające, za słabe i stracą to, co im się wydaje, że mają. Ale może warto
jest się tego dowiedzieć, bo wtedy można coś z tym zrobić. Można się wzmocnić.
Można odkryć prawdę o sobie i swoim miejscu na tym świecie.
Jeżeli nie będziemy mieli odwagi
pęknąć, kiedy się tego spodziewamy, kiedy jesteśmy na to, w jakimś w ogóle
stopniu, przygotowani, to okazać się może, że faktycznie będziemy za słabi i
zupełnie nieprzygotowani, kiedy będzie potrzeba, żebyśmy dali radę, gdy walka
toczyć się będzie o najwyższą stawkę. Dzięki temu poświęceniu, które może
czasem pójdzie na marne, odkrywamy swoje prawdziwe ja, swoją prawdziwą siłę. I
to w miejscach, gdzie byśmy się tego najmniej spodziewali.
Czy dziś, kiedy się boję, jest
ten dzień walki o najwyższą stawkę? Nie wiem. Ale wiem jedno. Jeżeli nie
podejmę tej walki to mogę być pewnym tego, że nie przekonam się, kim tak
naprawdę jestem. A wtedy, tak trochę, umrze w środku moje prawdziwe „JA”. To
„JA”, które, w głębi pragnę, żeby było najwspanialsze, jak tylko może być.
„Przyjaciel” 19.01.08
nr 292
Przyjacielu
dzięki Tobie powiedziałem to,
czego wyrzec nigdy nie chciałem,
przed czym wzbraniało się serca,
a rozum zapomniał nim zdążył pomyśleć.
ale zjawiłeś się Ty… milczałeś…
milczałeś w oczekiwaniu mych słów,
co wyleją się potokiem z mego serca
objawiając… mój cień i mrok…
i blask, w który nigdy wierzyć nie chciałem
…
wybiło wreszcie źródło i ożywiło duszę,
nawodniło ziemię i gotową ją uczyniło
na zasiew… aby żąć tam,
gdzie nie zasiano
Tyś był, Tyś przy mnie był
nawet kiedy ja sam opuściłem siebie…
Ty trwałeś w rozdarciu
trzymając mnie ostatkiem sił
bym przez Ciebie chociaż
miał łączność z Nim…
rozdarty… nie płakałeś
abym ja wyrzutów nie miał…
nie rzekłeś ni słowa…
milczałeś…
bym ja mógł się wypłakać
choć to Tyś najbardziej cierpiał
w duszy wylewając
potok łez…
lecz… trzymałeś…
gdy mnie zabrakło sił…
Ty trwałeś…
…
Ty trwałeś
abym i ja wytrwały był…