Faktycznie, staje się pewną tragikomedią fakt, że człowiek bardzo wybiórczo traktuje rzeczywistość, dobierając te elementy, które najbardziej mu odpowiadają. Raz to, chcąc być zupełnie niezależnym i wolnym, odrzuca wszelki autorytet, czy to Boga, czy choćby naturalny, wypływający z natury rzeczy - choćby sięgająca już dziś, moim zdaniem, do granic absurdu emancypacja kobiet. Sama w sobie nie jest zła, ale dziś, w jej imię, UE nie będzie propagowała wartości rodzinnych i promujących wielodzietność, bo dziecko jest zagrożeniem dla niezależności kobiety, zniewalając ją i sprowadzając do roli "reproduktora". W imię tego samego mechanizmu propaguje się tzw "wolne związki". Co to w ogóle jest?! Niech ktoś mi wytłumaczy, jak coś może być w związku i jednocześnie pozostawać wolne. Oczywiście zapomniano o tym, że prawdziwa wolność polega na ofiarowaniu się drugiemu człowiekowi, a nie jedynie na nie respektującej odpowiedzialności i konsekwencji swawoli. Wracając do właściwej myśli, człowiek, raz odrzucając autorytet, coś co jest ponad nim i w jakiś sposób go określa, z drugiej strony, kiedy jest mu to na rękę, kryje się pod determinizmem natury, czy czego tam sobie nie wymyśli, jak choćby praw człowieka i innych legalizacji, które sam z palca sobie wymyślił i na siebie narzucił. Dla przykładu warto wspomnieć owego polskiego piekarza, który pociągnięty został do odpowiedzialności karnej, bo oddawał biednym swój, wyprodukowany we własnej piekarni chleb.
Wracając do słów Jeanne Hersch, tam gdzie wymagane jest od nas posłuszeństwo temu, co nas przekracza, my chcemy podejmować decyzję i "ustawiać pana Boga i naturę", zaś gdzie ten sam Bóg i ta sama natura dają nam pole do popisu, powierzając coś naszemu działaniu i naszym decyzjom, my chowamy się za nimi ich obwiniając o to, czy o tamto.
Krótko mówiąc, wydaje mi się, że dzisiaj daliśmy się strasznie ogłupić. Tylko nie do końca wiem komu dokładnie. Tak nam namieszano w głowach, że już sami nie wiemy w co wierzyć, komu ufać, kim jesteśmy i w ogóle po co. Wraz z rewolucją francuską, gdzie w imię jedności, wolności i braterstwa, mordowano się i zniewalano, na siłę jednocząc, odebrano światu wiarę, i nie mówię tu o wierze w sensie religijnym, w jakikolwiek autorytet, w jakąkolwiek wartość i świętość, również niekoniecznie religijną. Oczywiście tym samym ugodzono również w Boga, w to co On sobą reprezentuje, co ma nam do powiedzenia. Teraz więc już nie wiemy kogo słuchać, kto ma rację, co gorsza, nawet nie wiemy kto mówi prawdę.
No ale cóż, tak to już się dzieje, że jak nie wierzy się w Boga, to uwierzy się we wszystko...