wtorek, 20 marca 2012

O nawróceniu...

   O nawróceni słów kilka warto w czasie Wielkiego Postu napisać. Temat trudny, jak chyba każdy dotyczący wiary. Trudność w tym przypadku polega na tym, że każdy z nas, katolików, nieustannie musi się nawracać. Oczywiście jest pierwsze nawrócenie w ogóle, na wiarę. Niemniej każde kolejne jest równie ważne, jeżeli nawet nie ważniejsze. Dlaczego? Ponieważ my, ludzie, bardzo łatwo ulegamy wygodnictwu.  Istnieje bardzo poważne niebezpieczeństwo, że chrześcijaństwo w naszym wykonaniu, przestanie być wiarą, a stanie się po prostu zwyczajem. Bardzo trafnie ujmuje to Romain Rolland, człowiek niewierzący. Mówi on o tych katolikach i nie tylko, którzy  „jako wierzący, gnuśni wierzący ze wszystkich Kościołów – kleryckich czy też nie – którzy tak naprawdę w ogóle nie wierzą, tylko rozłożyli się w oborze, gdzie jako bydlęta przyszli na świat, przed drabkami z sianem łatwych i wygodnych wierzeń, i po prostu je przeżuwają”.
   Bolesna prawda. Łatwo też nam przychodzi, a przynajmniej mnie, do czego muszę się przyznać, obrastanie w pychę i twierdzenie, że mnie to nie dotyczy. Niestety. Mnie przede wszystkim potrzeba nawrócenia. Na czym więc ma polegać nawrócenie się człowieka wierzącego? Moim zdaniem na dwóch rzeczach, które wzajemnie się przeplatają, więc porządek ich przedstawienia nie jest porządkiem stosowania, który ma być równoczesny:
1.       Po pierwsze: świadomość. Koniecznym jest, moim zdaniem, nieustanne pogłębianie swojej świadomości religijnej przez  lekturę, która będzie pomocna na drodze poznawania Boga. Ale dobrą lekturę, a nie jedynie „teologię popularno-naukową” typu x. Twardowski, czy Anzelm Grün. Nie neguję oczywiście ich wartości, również na drodze wiary. Ale obok tego koniecznym jest, by w naszej lekturze pojawiała się prawdziwa teologia, na poziomie naukowym, choćby podstawowym. Katechizm Kościoła Katolickiego, Dokumenty Kościoła, Komentarze do Pisma Świętego, teksty teologów. Zawsze można zapytać się jakiegoś księdza, czy kogoś obeznanego w temacie, od czego zacząć, co przeczytać, by nie zakopać się w zbyt zawiłych rozważaniach teologicznych. Co też bardzo istotne: bycie księdzem, czy teologiem, wcale nie daje wiedzy wlanej. Tym, którzy już mają pewną świadomość religijną również, a nawet przede wszystkim, należ ją pogłębiać i rozszerzać. Najpierw z pożytkiem dla siebie, dalej też z pożytkiem dla innych, którym naszą wiedzą powinniśmy służyć.
2.       Po drugie: relacja. Czyli modlitwa i medytacja, lektura Pisma Świętego. Modlitwa jednak, która nie jest tylko klepaniem formułek, ale autentycznym budowaniem relacji. Dlatego musi być głęboko zanurzona w życiu sakramentalnym: częsta spowiedź, uczestnictwo w Eucharystii. Podkreślam raz jeszcze uczestnictwo, a nie tylko obecność. Do tego zaś potrzebna jest świadomość i zrozumienie tego, co się wokół dzieje, w czym bierze się udział. Potrzeba również rozumieć modlitwę. Nie tylko na poziomie leksykalnym, ale przede wszystkim na poziomie duchowym. Wracamy więc po dwakroć do punktu pierwszego.
   Dopiero takie przeżywanie naszej duchowości pozwoli na czerpać jej pełne owoce. Łaska bowiem bazuje na naturze. Bóg działa w nas bowiem na tyle tylko na ile my Mu to umożliwimy. Dla podkreślenia wartości tych dwóch punktów przedstawię pewien przykład analogiczny do życia duchowego, a który jest mi bliski. Mianowicie sport, a konkretnie kolarstwo.
   Porównajmy chociażby Eucharystię do zawodów sportowych. Można w nich wystartować od tak, z marszu. Ale nie spodziewajmy się dobrych wyników. Start trzeba poprzedzić treningami i przygotowaniami. Trzeba zadbać o rower, o ubiór. Popracować trzeba nad techniką jazdy. Jeżeli spodziewamy się górek na trasie, którą wypada wcześniej poznać, to trzeba też poćwiczyć podjazdy. Na początku te treningi będą dla nas trudne, więc trzeba być ostrożnym, żeby nie przedobrzyć. Dlatego przydałby się trener, który by nas pouczył, kontrolował nasze postępy. Bo nie chodzi tylko o liczbę kilometrów, ale też ważnym jest ja tek kilometry się pokona. W treningu kolarskim też nie trenuje się tylko na rowerze. Potrzeba tak zwanej „ogólnorozwojówki”. Dalej, dobrze by było mieć towarzysza do treningów. Zawsze raźniej. Czasem się też nie chce, to on pomoże zmusić się do treningu. W miarę zaś czasu trening stanie się ciekawszym, bo będą widoczne postępy.
   To wszystko dotyczy również życia duchowego. Pozostańmy przy podanej za przykład Eucharystii.  Aby ją przeżyć potrzeba nam się do niej przygotować. Odpowiednio się ubrać. Dalej, poznać przepisy, zrozumieć je. Nauczyć się je wykorzystywać z pożytkiem dla siebie. Poczytać coś na temat Eucharystii. Przygotować się do niej przez inne modlitwy. Koniecznym jest kierownik duchowy. Dobrze jest też przyłączyć się do jakiejś wspólnoty, jakiegoś duszpasterstwa.
   Tak przygotowani do przeżywania Eucharystii dajemy Bogu „pole do popisu”. Dajemy Mu szansę działać w nas w pełni, przemieniać nas i uświęcać, uczyć miłości, pogłębiać relację z Nim i z bliźnim. Nasze chrześcijaństwo staje się więc autentycznie wiarą w Boga, miłością do Niego, a nie tylko machinalnym wypełnianiem niezrozumiałych przepisów. Nasza wiara staje się AUTENTYCZNA.
   Życzę więc powodzenia w odpowiadaniu na łaskę nawrócenia. Będę pamiętał w modlitwie i o modlitwę również proszę, bo moje nawrócenie musi sięgnąć naprawdę głęboko. Pozdrawiam.

P.S.

I wierszyk:

          Bieg ku Życiu                                                              18.01.09 nr 336



          Panie, Boże mój… wołam do Ciebie
          słowami, których umysł mój nie zna.
                   Wołam do Ciebie językiem mego serca
                   i wiem, że Ty, będąc miłością, rozumiesz,
          rozumiesz to, czego ja pojąć nie umiem,
          czego, tym bardziej, wyrazić nie potrafię.
                   Wysłuchaj więc, proszę, cichego błagania
                   tych kilku słów niemych, uderzeń serca
          i bądź przy mnie, bądź moją Drogą.
          Stań się Odpowiedzią na każde pytanie
                   i źródłem Życia, Fontanną Młodości,
                   co biegnie ku Tobie i w Tobie chce Żyć…
          Młodości, co w Tobie ma źródło
          i do Źródła swego wciąż płynie

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciągłe nawracanie się jest jednym z kluczowych zadań i wyzwań chrześcijanina. Pozwolę sobie dorzucić swoje trzy grosze.
    Pojęcie nawrócenia (gr. metanoia) było znane już na długo zanim Chrystus przyszedł na ziemię. Od czasów starożytnych oznaczło ono zmianę w dwóch, integralnie pojmowanych, sferach:
    Po pierwsze, metanoia była zmianą myślenia, czyli jak napisałeś Łukaszu, świadomości (czasami taka zmiana bywała bardzo radykalna) – człowiek zaczynał patrzeć na świat inaczej. Po wtóre, metanoia prowadziła do (niekiedy jeszcze radykalniejszej – patrz casus św. Pawła) przemiany w sposobie życia, jako logicznego następstwa zmiany myślenia.
    Starożytni uważali, że owocem metanoi powinno być prowadzenie życia na nowy sposób, „głębszego”, bardziej „świadomego”. Takie życie nazywano „życiem kontemplacyjnym” (po grecku brzmi to świetnie: bios theoretikos – dosł. „życie teoretyczne”!).
    Życie kontemplacyjne stanowiło pewien ideał, do którego dążyli wszyscy ludzie (chrześcijanie i poganie) pragnący czegoś więcej niż tylko życia na poziomie świni w oborze (która ma co jeść, ma gdzie spać, czasem dorzucą jej błotka – ma nawet jakieś przyjemności). Bios theoretikos to życie najpełniej i najlepiej odpowiadające naturze człowieka (cielesno-duchowej) i jego ostatecznemu celowi (życie w zjednoczeniu z Bogiem).
    Sądzę, że takie ujęcie jest wbrew pozorom bardzo aktualne. Myślę, że nawet w dzisiejszym świecie można starać się prowadzić życie kontemplacyjne. Przejawia się ono także w dwojaki sposób:
    1. „Wejście w siebie” – bios theoretikos w życiu „wewnętrznym” polega na rozwijaniu ogólnie pojętej sfery duchowo-intelektualnej (także psychicznej). Trzeba, oderwawszy się od facebooka, komórki i TV, poszukać w swojej codzienności sfery ciszy i samotności (ja wiem, jakie to trudne – media, hałas, ciągły pośpiech), tak by móc zastanowić się nad swoim postępowaniem (uczynić nic innego, jak rachunek sumienia; z resztą, wynalazek Pitagorasa), modlić się (czytać i rozważać Pismo oraz modlić się własnymi słowami) i rozwijać swoje zainteresowania (czytać dobrą lekturę tematyczną, także literaturę piękną), można słuchać dobrej muzyki (która nie jest tylko rozrywką). Ze słowa „theoretikos” wypływa jeszcze jeden wniosek – w świecie ceniącym jedynie to, co przydatne – trzeba przyznać wartość temu, co jest poznawane ze względu na samo poznanie, wiedzę – a końcu mądrość. I nie pytać, na co mi się to przyda – bo na nic. Będziesz po prostu mądry.
    2. „Asceza” – słowo niepopularne, a oznacza z greki po prostu ćwiczenie. W życiu teoretycznym chodzi o to, by na zewnątrz praktykować – kolejne „brzydkie” słowo – cnoty. A cnota to nic innego, jak umiejętność, która pozwala wykorzystanie wszystkich możliwości tkwiących w człowieku – bo to umiejętność stałego czynienia dobra, tj. właściwych rzeczy, właściwego działania. To praca nad swoim charakterem i branie w ryzy swego temperamentu (bez wymówki – „już taki jestem i tyle!”) Asceza to także ćwiczenie się w umiarkowaniu, męstwie, roztropności i sprawiedliwości. Chrześcijanin doda jeszcze miłość, wiarę i nadzieję.
    Ważne, by pojmować te dwie płaszczyzny jako „dwie strony jednego medalu”. Tak, czy inaczej, chodzi o prymat tego, co wewnętrzne nad tym, co zewnętrzne. Chrześcijanin wie, że w walce o urzeczywistnienie bios theoretikos w swoim życiu nie jest sam – towarzyszy mu Bóg ze swoją łaską.
    Niedozowaną pomocą dla życia kontemplacyjnego jest, o której wspomniał Łukasz jest „towarzysz”. Starożytni podkreślali, że urzeczywistnienie ideału bios theoretikos jest właściwie niemożliwe, jeśli nie towarzyszy nam w tym przyjaciel. „Oddany przyjaciel lekarstwem życia” , jak mówi Księga Syracha (a jest syntezą mądrości biblijnej i grackiej).
    A wszystko to ze względu na co? Na szczęście… Taka była ogólna recepta na szczęście myślicieli ubiegłych wieków, która nam się nieco zagubiła…
    Cóż, jak zaczynałem pisać ten komentarz, myślałem, że będzie krócej... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To się przewróciłem xD. Dziękuję za pogłębienie tematu.

    OdpowiedzUsuń