piątek, 9 marca 2012

Fascynujące...

   Od jakiegoś już czasu chciałem obejrzeć pewien film, który mnie zaintrygował. Jak to jednak ze mną bywa... nie chciało mi się. Ostatecznie za radą koleżanki [http://ulica-herbaciana.blogspot.com/2012/03/adwokat-diaba.html] wreszcie się przemogłem. "Adwokat Diabła" [http://www.filmweb.pl/Adwokat.Diabla], bo ten film mam na myśli, stał się dla mnie bardzo inspirujący. O tyle inspiracja ta jest szczególna, o ile, jak to często u mnie bywa, pojawiła się w wyjątkowym dla mnie czasie i dotyczyła szczególnego aspektu mojej osoby, mianowicie wiary -  i nie mam tu na myśli tylko aspektu religijnego, ale całości światopoglądu, systemu wartości, sposobu myślenia, oczywiście przez samą religię też kształtowanych. Jak wiele innych rzeczy, na które miałem okazję natknąć się w życiu, film ten stał się dla mnie swoistym "znakiem czasu", czyli tym, co ukierunkowuje mnie i całe moje życie. Niekiedy dotyczy do poważnego zwrotu w moim życiu, niekiedy nieco mniejszego.
   Ad rem... Fascynującym jest dla mnie, jak, pomimo całej swojej, niestety często domniemanej, inteligencji, człowiek może być tak głupi i krótkowzroczny. Bóg bowiem dał nam rozum, abyśmy z niego korzystali. Dalej, dał nam wskazówki, pewną pomoc, jak tego rozumu używać, aby pracował on z pożytkiem dla nas. Byśmy używając go doszli do szczęścia, do pełni życia. Moim skromnym zdaniem, wskazówki te, w najczystszej formie, odnaleźć można w chrześcijaństwie, a będąc bardziej precyzyjnym, w Kościele Katolickim [Dla tych, którzy w tym momencie oburzą się, twierdząc, że Kościół kłamie, że to banda hipokrytów, chcę powiedzieć, że mam tu na myśli naukę Kościoła zaczerpniętą z Ewangelii, odrywając ją od tego, jak niektórzy jego członkowie ją przestrzegają, realizują oraz wprowadzają w życie]. Człowiek zaś z uporem maniaka dąży do tego, aby nie być szczęśliwym. Zupełnie, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, poprzestawiał cały system wartości tak, aby zostać przez niego zniewolonym. Człowiek sam sobie odebrał wolność dążąc za pieniądzem, przyjemnością, sławą. I nie mówię wcale, że te rzeczy są złe. Żadną miarą. One wszystkie są jak najbardziej dobre. Dobrze jest być sławnym i bogatym. Doświadczanie przyjemności również jest darem Boga. Jest tylko jedno ale...
   W tym wszystkim, co robimy, konieczny jest zdrowy porządek rzeczy. Po to zostaliśmy bowiem stworzeni, aby być szczęśliwym. Szczęście zaś zawsze jest, w mniejszym, bądź większym stopniu, społeczne, czyli przeznaczone do tego, aby się nim dzielić z innymi. Wszystko więc powinno w naszym życiu zmierzać ku szczęściu. W myśli chrześcijańskiej szczęście to wypełni się w życiu wiecznym, w Królestwie Bożym, gdzie wszystko będzie na sobie właściwym miejscu, gdzie będziemy żyli w doskonałej wspólnocie. I to jest właśnie niebo. Piekłem zaś będzie wieczna samotność, zamknięcie się w swoim własnym egoizmie. To zaś wszystko jest już dziś realizowane. Po śmierci zaś nastąpi jedynie wypełnienie, czy dopełnienie się tego, co zaczęliśmy budować na ziemi. Dlatego Chrystus mówi: Królestwo Boże w was jest. Gdzie indziej zaś czytamy, że Bóg daje nam: życie lub śmierć; błogosławieństwo lub przekleństwo. Wybór należy tylko i wyłącznie od nas. Dlaczego? Bo miejsce tego szczęścia jest w nas samych, wszystko zaś co zewnętrzne: pieniądze, sława, dobrobyt, radość, przyjemność, zdrowie, piękno, przyjaźń... absolutnie wszystko, jest jedynie środkiem do  osiągnięcia tego szczęścia.
   Problem zaś polega na tym, że człowiek na siłę chce przestawić ten porządek i postawić na szczycie tej piramidy wartości coś, co nie powinno tam być. Choćby pieniądze. Same w sobie nie są złe. Ale są rzeczy ważniejsze od nich. To samo dotyczy władzy, przyjemności, zdrowia... Nie będę teraz rozwodził się i porządkował tej piramidy wartości. Jest to po pierwsze zbyt rozległy temat, po drugie zaś niezwykle skomplikowany. W skrócie tylko powiem, że na szczycie tej piramidy stoi dobro człowieka, ale takie prawdziwe dobro. Dobro każdego indywidualnego człowieka. Powiem więcej. "Moje dobro, jest dla mnie najważniejsze". I nie jest to egoizm, bo tego dobra nie mogę osiągać kosztem dobra drugiego człowieka. Zaś dobro, które osiągam, osiągam po to, aby się nim z drugim człowiekiem dzielić. Dobro nasze indywidualne, z jednej więc strony jest naszym dobrem osobistym, z drugiej zaś jednocześnie "dobrem publicznym".
   Boli mnie niezmiernie fakt, że ludzie, ze mną na czele, często wybierają substytuty dobra, lub niewłaściwe środki do jego osiągnięcia, aby zdobyć chwilowe zaspokojenie potrzeby szczęścia. Zaspokojenie, które jest  nie tylko chwilowe, ale też sztuczne, a które w taki czy inny sposób, dokonuje się kosztem dobra drugiego człowieka.
   "Pycha" - ulubiony grzech szatana - jest właśnie niczym innym, jak szukaniem swojego własnego szczęścia po swojemu, tylko dla siebie, bez względu na konsekwencje. Jest stawianiem siebie ponad wszystkim. Siebie, ale nie swojego szczęścia, ale swojego zdania, swojego światopoglądu, karykatury siebie, czyniąc siebie bożkiem. Jest stawaniem ponad piramidą wartości, w miejscu przeznaczonym jedynie Bogu.
   Cały ten dzisiejszy tekst boli mnie o tyle, że ostatnio, sam uczyniłem dokładnie to, o czym właśnie piszę. W sposób świadomy i dobrowolny postawiłem się w miejscu dla mnie nieprzeznaczonym. Tym bardziej lekcja ta jest dla mnie bolesna. Z drugiej strony jednak jest ona niesamowicie dzięki temu ucząca.
   Pięknie jest się nawrócić... polecam. Póki nie jest za późno.



   P.S.

   Na koniec znowu wierszyk tematyczny. Trochę w klimatach księdza Twardowskiego:



         „zakochany grzesznik”                                                    09.05.08 nr 310



         Żeby tak załapać się w kolejkę
         do nieba
         chociażby jako ten ostatni grzesznik
         co grzechy miał – małe i wielkie
         co Boga szukał – z oczami zamkniętymi
         co się potykał, upadał – i z trudem powstawał
         co chciał słuchać – ale uszy miał brudne
         co wreszcie chciał kochać
         choć wcale mu nie szło
         no, może czasami
         kiedy nie kochał się w ludziach
         lecz kochał w Bogu


5 komentarzy:

  1. Kurwa... Łukaszu, trochę krócej ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Krócej się K*$%# nie da... nie w moim przypadku...xD

    OdpowiedzUsuń
  3. wow! ha! czasem potrzebne są w naszym życiu takie inspiracje :) mnie np. wczoraj do przesłuchania pewnej konferencji zmotywowało to, że ma być dostępna tylko kilka dni, inaczej pewno odkładałabym na wieczne jutro...

    OdpowiedzUsuń
  4. To życie właśnie. Sztuką jest wstać, po upadku. Przyznać się do swoich słabości, błędów. I dalej na nowo próbować.. Wieczna wędrówka.. http://www.youtube.com/watch?v=vmKkj2TesVA&feature=related

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny utwór... Pierwszy raz słyszałem go jeszcze w seminarium, podczas jednej z wieczornych adoracji. Głęboki nastrój modlitwy w zaciemnionej Kaplicy Seminaryjnej, świetne wykonanie jednego z kleryków... coś fantastycznego. Niesamowicie poruszające.

    OdpowiedzUsuń