wtorek, 4 lutego 2014

Poezja...

"Stepy Akermańskie"

Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloności i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.

Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu;
Patrzę w niebo, gwiazd szukam, przewodniczek łodzi;
Tam z dala błyszczy obłok - tam jutrzenka wschodzi;
To byłyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu.

Stójmy! - jak cicho! - słyszę ciągnące żurawie,
Których by nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,

Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.
W takiej ciszy - tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy - Jedźmy, nikt nie woła.

                                       Adam Mickiewicz


   Jest to mój ulubiony wiersz. Piękny. Najpiękniejszy jaki znam. To trochę jak z miłością... nie do końca potrafię powiedzieć, co dokładnie jest w nim takiego, że mnie zachwyca i ujmuje. Po prostu.
   I jest to pewien pewien problem z poezją, kiedy się ją bierze na polonistyczny warsztat i omawia: "co autor miał na myśli". Nigdy do końca tego podejścia nie rozumiałem. Nie wiem, jak dziś się do tego podchodzi i żadną miarą nie chcę podważać metod dydaktycznych stosowanych przez polonistów. Niemniej sam czasami coś napiszę. I bardzo daleko mi do Mickiewicza, czy jakiegokolwiek innego poety... Ja, moją "poezję", traktuję jako... wyraz moich uczuć, odczuć, przemyśleń, spostrzeżeń. Takie trochę wylanie siebie na kartkę. Swoją drogą, bardzo praktyczna sprawa w pracy nad sobą. Ale uważam, że, choć może będzie to śmiałe, poetę zrozumie tylko inny poeta.
   Nie twierdzę tutaj, że jestem poetą, czy, że rozumiem poezje Mickiewicza, czy też, że wiem "co autro miał na myśli", ale wydaje mi się, że czytając ten wiersz czuję mniej więcej to samo, co czuł Mickiewicz ten wiersz pisząc. I myślę, że o to w tym wszystkim chodzi. Czyli o pewną wrażliwość, empatię.
   Zawsze mnie bolało, kiedy słyszałem jak ktoś recytował taki, czy inny wiersz, niby dobrze, ale w głębi się czuło, że tak naprawdę go nie rozumie, nie przeżył, nie stanął obok autora, nad kartką papieru i nie doświadczył tego, co on czuł przelewając swe myśli na papier.
   I taką myślę rolę ma poezja. Aby czytelnik nie tyle rozumiał czytane słowa, ale czuł coś podobnego co autor w chwili pisania. Radość, smutek, zadumę, zachwyt... Taka jest chyba w ogóle rola sztuki... aby poruszała serce. By wyrywała człowieka z jego własnego świata i przenosiła w inne miejsce, by stamtąd móc spojrzeć na swoje życie, w towarzystwie autora, z tego samego miejsca, z tego samego czasu.
   To też jest problem Pisma Świętego. Ono też jest trochę jak poezja. Żeby je zrozumieć, trzeba stanąć obok tego, czy innego proroka, Apostoła, Ewangelisty... obok Boga... i jego oczami spojrzeć na świat. Jest to trudne. Niesłychanie trudne. Ale jeżeli się uda... jak to uskrzydla. Zupełnie jak poezja. Zmienia wszystko, pozornie nie zmieniając nic...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz