„Trawa jest zawsze zielona tam
gdzie nas nie ma”. Powiedzenie to w kontekście
tego obrazka [http://9gag.com/gag/agydZAw]
nabiera zupełnie nowego znaczenia. Przetłumaczenie go jednak na polski spowoduje
utratę jego unikalnego przesłania, dlatego odpuszczę sobie tę czynność pozostawiając
was z waszą znajomością języka angielskiego.
Wracając zaś do samej treści.
Faktycznie często narzekamy, że inni to mają lepiej, łatwiej, bardziej z górki
niż pod górkę, tak jak my, alpiniści. Pamiętać trzeba jednak o tym, że na zielonej trawce
wypasają się krowy. Na ziemi zaś ubitej toczone są pojedynki i bitwy pomiędzy
rycerzami, dobro ściera się ze złem, umierają ludzie, a pozostają samotni
zwycięzcy. Teraz więc tylko pojawia się pytanie: Którym z dwojga chcemy być?
Krową, czy rycerzem?
Życie krowy jest może i nawet
przyjemne. Trudno mnie powiedzieć, bo nigdy krową nie byłem. Niemniej, wyobrażam
sobie to tak, że całymi dniami tylko jesz, pijesz i defekujesz. Każdego poranka
gospodarz Cię wydoi, a resztę dnia masz labę. Żyć nie umierać. Czy jednak tego
właśnie chcemy? Czy takie właśnie życie jest naszym wewnętrznym, najgłębszym
pragnieniem i marzeniem?
Myślę, że nie. Myślę, że jest
zupełnie odwrotnie, że marzymy, gdzieś tam w głębi serca o tym, aby przeżyć
przygodę, aby odbyć podróż w nieodkryte miejsca, zobaczyć rzeczy, które zapierają
dech w piersi... By wreszcie, gdzieś po drodze, stoczyć niezapomniane boje, o
których bardowie będą śpiewali pieśni pośród zwykłej wioskowej gawiedzi. Bitwy,
które my sami będziemy wspominać siedząc w przydrożnej karczmie, popijając z
kufla zimne, spienione piwo. Może z przyjacielem u boku, towarzyszem tej
podróży. Albo może z innym wędrowcem, który również ma w swym zanadrzu niejedną ciekawą historię do opowiedzenia... Kto wie?
Lecz… żeby faktycznie znaleźć się
kiedyś w takim właśnie miejscu, gotowi musimy być zostawić wszystko to, co jest
nam znane, wszystko to co spokojne, poukładane... i wyruszyć w podróż naszego
życia, ku przygodzie, ku nieznanemu. By naszym domem stało się karczemne
klepisko, ubita ziemia pola bitwy, mokra ściółka mrocznego zagajnika. By
wszędzie tam, gdzie się pojawimy nie zostawić kamienia na kamieniu. By być
wewnętrznie niespokojnym, nieustannie spragnionym czegoś więcej, chcieć sięgać
zawsze dalej, po to, co jest poza naszym zasięgiem.
A wtedy... może... któregoś
dnia... Staniemy u progu naszego życia, cali poorani bliznami po niezliczonych
ranach, z obdartymi jeszcze kolanami po ostatnim upadku, twarzą naznaczoną
strumieniami łez, koślawymi od złamań nogami, wyszczerbionymi od otrzymanych
razów zębami... ale ze świadomością, że ślady naszych stóp odznaczyły się w
historii tych ludzi, których spotkaliśmy i miejsc, które poznaliśmy... wiedząc,
że pozostanie po nas, w ludzkich sercach i świadomości, pomnik trwalszy niż ze
spiżu… a nie jedynie kotlet na talerzu...