poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Na ubitej ziemi

„Trawa jest zawsze zielona tam gdzie nas nie ma”. Powiedzenie to w kontekście tego obrazka  [http://9gag.com/gag/agydZAw] nabiera zupełnie nowego znaczenia. Przetłumaczenie go jednak na polski spowoduje utratę jego unikalnego przesłania, dlatego odpuszczę sobie tę czynność pozostawiając was z waszą znajomością języka angielskiego.

Wracając zaś do samej treści. Faktycznie często narzekamy, że inni to mają lepiej, łatwiej, bardziej z górki niż pod górkę, tak jak my, alpiniści. Pamiętać trzeba jednak o tym, że na zielonej trawce wypasają się krowy. Na ziemi zaś ubitej toczone są pojedynki i bitwy pomiędzy rycerzami, dobro ściera się ze złem, umierają ludzie, a pozostają samotni zwycięzcy. Teraz więc tylko pojawia się pytanie: Którym z dwojga chcemy być? Krową, czy rycerzem?

Życie krowy jest może i nawet przyjemne. Trudno mnie powiedzieć, bo nigdy krową nie byłem. Niemniej, wyobrażam sobie to tak, że całymi dniami tylko jesz, pijesz i defekujesz. Każdego poranka gospodarz Cię wydoi, a resztę dnia masz labę. Żyć nie umierać. Czy jednak tego właśnie chcemy? Czy takie właśnie życie jest naszym wewnętrznym, najgłębszym pragnieniem i marzeniem?

Myślę, że nie. Myślę, że jest zupełnie odwrotnie, że marzymy, gdzieś tam w głębi serca o tym, aby przeżyć przygodę, aby odbyć podróż w nieodkryte miejsca, zobaczyć rzeczy, które zapierają dech w piersi... By wreszcie, gdzieś po drodze, stoczyć niezapomniane boje, o których bardowie będą śpiewali pieśni pośród zwykłej wioskowej gawiedzi. Bitwy, które my sami będziemy wspominać siedząc w przydrożnej karczmie, popijając z kufla zimne, spienione piwo. Może z przyjacielem u boku, towarzyszem tej podróży. Albo może z innym wędrowcem, który również ma w swym zanadrzu niejedną ciekawą historię do opowiedzenia... Kto wie?

Lecz… żeby faktycznie znaleźć się kiedyś w takim właśnie miejscu, gotowi musimy być zostawić wszystko to, co jest nam znane, wszystko to co spokojne, poukładane... i wyruszyć w podróż naszego życia, ku przygodzie, ku nieznanemu. By naszym domem stało się karczemne klepisko, ubita ziemia pola bitwy, mokra ściółka mrocznego zagajnika. By wszędzie tam, gdzie się pojawimy nie zostawić kamienia na kamieniu. By być wewnętrznie niespokojnym, nieustannie spragnionym czegoś więcej, chcieć sięgać zawsze dalej, po to, co jest poza naszym zasięgiem.


A wtedy... może... któregoś dnia... Staniemy u progu naszego życia, cali poorani bliznami po niezliczonych ranach, z obdartymi jeszcze kolanami po ostatnim upadku, twarzą naznaczoną strumieniami łez, koślawymi od złamań nogami, wyszczerbionymi od otrzymanych razów zębami... ale ze świadomością, że ślady naszych stóp odznaczyły się w historii tych ludzi, których spotkaliśmy i miejsc, które poznaliśmy... wiedząc, że pozostanie po nas, w ludzkich sercach i świadomości, pomnik trwalszy niż ze spiżu… a nie jedynie kotlet na talerzu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz