sobota, 11 kwietnia 2015

Prawdziwe imię

   Święta Wielkanocne nastrajają nas na różne sposoby. Mnie osobiście, pod wpływem pewnych doświadczeń, ukierunkowały na temat cierpienia. Co też raczej dziwnym nie jest.
   Te rozważania zacznę, jak to już nie raz czyniłem, od truizmu. Niemożliwym jest przejść przez życie nie doświadczywszy cierpienia. Chciałbym jednak naszą uwagę skupić na pewnym konkretnym aspekcie tego bolesnego zjawiska.
   Każdy z nas nosi w sobie pewne trudne, bolesne doświadczenia, jakieś wspomnienia z dzieciństwa, które może mało istotne, ale bolą nas do dziś. Nawet jeżeli do owego bólu już przywykliśmy, to sam fakt ich pamiętania jest dowodem tego, że nadal siedzą w nas one bardzo głęboko. Doświadczenia te jedak sprawiają, że każde kolejne zranienie przypisujemy tej samej intencji, interpretujemy w tym samym kluczu. Robimy to nawet wtedy, gdy nikt nie chciał nas w ogóle zranić, ale przyjęty niegdyś klucz interpretacji narzuca nam ocenę danej sytuacji.
   Dzieje się tak, ponieważ lęk przed rozdrapaniem rany siedzi w nas i każe nam nieustannie być czujnym, szukać zagrożenia...niekiedy nawet tam, gdzie go nie ma i nigdy nie było. I zachowujemy się przez to jak zaszczuty pies. Wycofujemy się, czy zupełnie uciekamy.
   I niestety tak jest, że ten lęk staje się naszym ukrytym imieniem. Imieniem ukrytym pod różnorakimi maskami. Stajemy się więc: lalusiami, beksami, tchórzami, głupcami, grubasami, dziwakami... Bo tak ktoś nas kiedyś nazwał, takie nadał nam imię. Czy to rodzic, czy przyjaciel, czy nauczyciel, kolega, a może nawet zupełnie obca osoba.
   Cały ten mechanizm można odkryć w sobie gdy znajdziemy się w sytuacji kryzysowej, niespotykanej, przed którą jeszcze nie nauczyliśmy się bronić, dla której nie wytworzyliśmy jeszcze odpowiedniej maski.
   Sztują jest teraz przebić się przez to kłamstwo i znaleźć swoej PRAWDZIWE IMIĘ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz